Taka sytuacja: grzebie w spamie na o2, a tam zaproszenie od Pawła Kotwicy, żeby prowadzić razem wspólny projekt na behance. Stop, czekaj, to ja mam konto na behance? No nic, klikam Accept i rzuca mnie do strony logowania i pyta o Adobe ID.
To ja mam Adobe ID? To moje dane też wyciekły, jak im wyciekało z Creative Cloud? Cholera jasna!
No nic, próbuje się zalogować, w końcu głupio było by nie przyjąć tego zaproszenia, ale hasła nie pamiętam, więc resetowanie mailem i … Faktycznie jest tam konto, założone z 2008. Całkiem puste, ale zdjęcie jest. Tak przy okazji, to to samo zdjęcie, do którego ostatnio użyłem Photoshopa kilka lat temu u fotografa. Rzygałem strasznie dzień wcześniej, aż mi żyłki na twardówce popękały, a musiałem zrobić zdjęcie do dowodu, czy jakiegoś identyfikatora, więc pytam pani fotograf (widząc otwartego Photoshopa), czy by nie mogła jakoś zatuszować tych wybroczyn, ale ona na to, że pryszcze to można, ale oka się nie da. Spytałem czy mogę ja. Uśmiechnęła się drwiąco, ale pozwoliła i tak się jakoś udało kilkoma pacnięciami pędzla zamalować pęknięte żyłki i po niecałych 10 sekundach oko wyglądało na prawdę ok.
No ale wracając do behance… Skoro już mam tam konto, to pomyślałem, że uzupełnię dane i zamiast namiarów na ekodom (z którym wtedy miałem wspólne interesy) dodam linka do simechu i do swojej aktualnej strony. Ale co by tu napisać w opisie?
Napisałem tak:
About Me
Jeszcze jeśli to tylko „grafik”, to można liczyć, że to jakiś informatyk z przypadku, co był do programowania za tępy, ale Photoshopa ogarnął i coś tam robi ale zachował resztki przyzwoitości. Natomiast jak już sam siebie nazywa Dizajnerem, to wiesz na pewno, że to próżna kanalia, hipseter, albo nawet cyklista i że będzie gwiazdorzył, jak by nie zjadł snickersa. Musi mieć Ajfona z Amajzingiem i zdjęcie z suszi na instagramie.
Jak by Dorota Rabczewska nie została Krulową po wizycie w Domu wielkiego Brata, to na 100 procent została by dizajnerką. Dla tego Grafik jest próżny jak Doda, drażliwy jak feministka, nie szczepi dzieci na odrę i nie je GMO, bo wszystko wie lepiej.
Graphic Designerzy najbardziej nienawidzą siebie na wzajem, bo jak tu być kreatywnym, kiedy trzeba kraść pomysły kolegów? Tak to działa, że w grafice komputerowej mody się przetaczają przez całe to chore środowiskowo, ale mają tylko dwa źródła. Pierwsze to bugi i glitche w oprogramowaniu Adobe, które są brane za przejaw kreatywności, a drugie źródło, to celowo wprowadzane efekty przez firmę Adobe (już tego coraz mniej), która dzięki licencji Creative Cloud trzyma za mordę to towarzystwo na krótkiej smyczy. Problem w tym, że czasem ciężko powiedzieć, co jest bugiem, a co ficzerem, ale hipsterom wszystko jedno. I tak to jest brane za kreatywność (stąd nazwa Creative Cloud).
A’propos nazwy – jeśli ktoś sam siebie nazywa Grafikiem Kreatywnym, to powinien z urzędu dostać kuratora i meldować się raz w tygodniu w poniedziałek, żeby mu coś głupiego po weekendowym clubbingu nie przyszło do głowy.